''Romeo i Julia.....czyli
przedstawienie, które i tak nie wyjdzie.''
(Jest to parodia, Osoby nie gustujące w tego typu tekstach czytają na własną odpowiedzialność)
Miesiąc wcześniej.
W gabinecie Snape'a roiło się od uczniów. Każdy spoglądał tylko z niepokojem po pomieszczeniu czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony nauczyciela. Ten natomiast wydawał się mało przejęty zgromadzeniem i zaciekle notował coś na kartce. Nagle wstał od biurka i przemówił swoim zimnym i
jadowitym głosem.
- Jako, że to mnie przypadło w zaszczycie ukaranie was za kolejną awanturę, którą wywołaliście na korytarzu, postanowiłem, że kara nie minie tym razem nikogo. Mam już dość ciągłego zawracania mi czasu takimi głupotami, więc przez najbliższy miesiąc raczej nie będziecie mieć na to czasu -
powiedziawszy to Snape uśmiechnął się ironicznie, a wszystkie osoby słuchające do tej pory nauczyciela zamarły w bez ruchu. Natomiast mistrz eliksirów skinął ręką na młodą Weasley i kazał jej podejść do siebie. Przestraszona dziewczyna w ułamku sekundy znalazła się przy biurko i już po chwili czytała zapiski nauczyciela.
- Ale profesorze jak to? Że ja mam to napisać sama? - zapytała z lekkim drżeniem w głosie ruda dziewczyna. Snape tylko skinął głową, a Ginny prawie ze łzami w oczach oznajmiła reszcie, że:
- Zagracie w przedstawieniu, które ja mam napisać. - po sali przeszedł szmer niezadowolenia. Każdy wyrażał swoje oburzenie, ale bardzo szybko umilkli gdy rozległ się huk jaki spowodował Snape uderzeniem ręką o biurko.
- Cisza do cholery! Jakoś nie interesuje mnie wasze zdanie. Macie miesiąc na zrobienie tego czegoś, które śmiem wątpić czy wyjdzie przedstawieniem, a teraz wynocha mi stąd i żebym nie słyszał waszych kłótniach bo wtedy będziecie tego bardzo mocno żałować.- Wszyscy jak na zawołanie prawie wybiegli na korytarz i stanęli nad Ginny spoglądając na kartkę, na której było bardzo zwięźle i na temat przedstawione życzenie profesora co do sztuki:
Romeo i Jilia (przedstawienie, które i
tak nie wyjdzie)
Reżyser i scenarzysta : Ginny Weasley
Romeo: Draco Malfoy
Julia: Hermiona Granger
Merkucjo: Blaise Zabini
Matka Julii: do wyboru.... (Luna Lovegood)
Parys: Ron Weasley
Marta: Pansy Parkinson
Tybalt: Harry Potter
Brat Laurenty: do wyboru... (Dean Thomas)
Jako ktoś: Neville Longbottom
Reżyser i scenarzysta : Ginny Weasley
Romeo: Draco Malfoy
Julia: Hermiona Granger
Merkucjo: Blaise Zabini
Matka Julii: do wyboru.... (Luna Lovegood)
Parys: Ron Weasley
Marta: Pansy Parkinson
Tybalt: Harry Potter
Brat Laurenty: do wyboru... (Dean Thomas)
Jako ktoś: Neville Longbottom
- Nie daruje mu tego!! - krzyknął młody Malfoy.
- On sobie chyba raczy żartować!! - dała upust swoim nerwom Hermiona.
Cała reszta wyrażała podobne opinie na temat szanownego Mistrza Eliksirów. Jedynie Ginny stała i nad czymś myślała. Po dłuższej chwili dość pewnym głosem oznajmiła:
- Zrobimy to! Nie damy temu staremu Nietoperzowi tej satysfakcji i nawet już wiem jak!! - wszystkie spojrzenia skierowały się na nią. Każdy po namyśle poparł dziewczynę. Teraz tylko zostało wysłuchanie jej planu.
31 grudnia - Wielka sala (chwila obecna)
Na 5 minut przed rozpoczęciem przedstawienia, scenarzystka odchodziła od zmysłów. Ciągłe kłótnie miedzy Draco a Ronem doprowadzały ja do szewskiej pasji. Zwłaszcza teraz kiedy nie mogła znaleźć Hermiony jej nerwy sięgały zenitu. Zegar odmierzał czas w zastraszającym tępię gdy nagle wszyscy usłyszeli krzyk.
- Cicho siedzieć i przywleczcie swoje tyłki do mnie - zirytowała się ruda. Po tym jak, że pięknym wystąpieniu wszyscy zamilkli i ustawili się w równym rzędzie przed panią reżyser.
- Moi przyjaciele... ekhem.. (spojrzała na Ślizgonów) oto przed nami ostatnie wyzwanie w tym roku. Musimy wpuścić tego durnego Nietoperza w kanał i udowodnić mu, że nawet my potrafimy zrobić coś z niczego. Dlatego błagam: Ron - nie przeszkadzaj Malfoyowi. O Hermiono, nareszcie jesteś. Ty nie strój fochów w kulminacyjnej scenie, ty Zabini - zero komentarzy dotyczących Harrego. A tym, którzy nie musieli tu występować - dziękuje za pomoc. - Nagle usłyszeli wybicie pełnej godziny na wieży zegarowej. Ginny ponownie przemówiła do reszty.
- Dobra, no to jazda wszyscy na miejsca. Neville raz, daw, trzy... wychodzisz!
Akt 1
Prolog
Prolog
KTOŚ WYCHODZI NA ŚRODEK:
Z niewiadomych dla was powodów nasz scenarzysta, zatrudniony do napisania
tej sztuki, postanowił zinterpretować ja na własny sposób gdyż dostał
specjalne zalecenia od naszego profesora S..S... Snape'a. Przepraszamy zatem za banalne rymy i ich częściowy brak, gdyż tekst został napisany amatorską
ręką. Jest to przedstawienie, które opowiada o tym, co by było gdyby
Romeo i Julia byli czarodziejami. Zapraszamy zatem na ,,Romeo i Julia czyli
przedstawienie, które i tak nie wyjdzie''
Z niewiadomych dla was powodów nasz scenarzysta, zatrudniony do napisania
tej sztuki, postanowił zinterpretować ja na własny sposób gdyż dostał
specjalne zalecenia od naszego profesora S..S... Snape'a. Przepraszamy zatem za banalne rymy i ich częściowy brak, gdyż tekst został napisany amatorską
ręką. Jest to przedstawienie, które opowiada o tym, co by było gdyby
Romeo i Julia byli czarodziejami. Zapraszamy zatem na ,,Romeo i Julia czyli
przedstawienie, które i tak nie wyjdzie''
Dwa wielkie
domy w uroczym Hogwarcie,
Gdzie lew jak i wąż mają zatarcie,
Co dzień odwieczną zawiść odnawiały,
Czarodziejską moc sobie udowadniały.
Lecz gdy nienawiść założycieli się toczy,
Fatalna miłość dwóch uczniów dziś jednoczy
I czarodziejska wojna, co z wieków kłębiona,
Miłością, kochanków śmiercią naznaczona,
Gdzie lew jak i wąż mają zatarcie,
Co dzień odwieczną zawiść odnawiały,
Czarodziejską moc sobie udowadniały.
Lecz gdy nienawiść założycieli się toczy,
Fatalna miłość dwóch uczniów dziś jednoczy
I czarodziejska wojna, co z wieków kłębiona,
Miłością, kochanków śmiercią naznaczona,
(W tym czasie gdzieś na widowni)
- A zatem, wbrew twojej zacnej opinii Severusie, wygląda na to iż nasi szanowni uczniowie staną na wysokości wypełnienia zadania jakie im powierzyłeś.
- Wydaje mi się Minervo, że jak zwykle przeceniasz tą bandę Pottera, a i Ślizgoni nie będą dawać sobą dyrygować jakiejś młodej Gryffonce.
- Do czego zmierzasz...?
- Proponuję mały zakład...
SCENA I
Hogwart - stadion quidditcha, upalne popołudnie. Dwóch młodych mężczyzn
siedziało na trybunach. Narratorka postanowiła podsłuchać ich jakże
fascynującą rozmowę.
Hogwart - stadion quidditcha, upalne popołudnie. Dwóch młodych mężczyzn
siedziało na trybunach. Narratorka postanowiła podsłuchać ich jakże
fascynującą rozmowę.
Merkucjo:
Czy mnie wzrok nie okłamuje? Coś w kieszeni ci wibruje!
Romeo:
Ach jak ja się dobrze czuję, gdy komóra mi wibruje!
Merkucjo:
Lepiej odbierz, bo coś czuję. Wibrowanie źle zwiastuje! Może ktoś podstępnie knuje, kogoś zabić ktoś próbuje, Może giełda bessę czuje, a ja kasy potrzebuję!
Romeo:
Człowieku, nie bądź takim materialistą! Trzeba się wyluzować!
Merkucjo:
Sorry, że ci ciągle truję, lecz czy rymów ci brakuje?
Romeo:
Ach, ja rymy ciągle czuję! A komóra wciąż wibruje! Sms'a odczytuję:
: Wy debile! Czemu ciągle się bijecie, weźcie swoich ludzi lepiej, bo znów się pobiły rody, dom powodem jest niezgody , lecz jest pomysł w mojej głowie! Karę śmierci ustanowię!
: Od Księciunia
Merkucjo:
Mózg Księciunia nie pracuje, rymów z uje już nie czuje.
Romeo:
Zaraz tu się zbulwersuję, przestań już rymować z uje! Moi ludzie zastrajkują! Pobić gryfa potrzebują!
Akt 2
SCENA I
A tymczasem w wierzy Griffindora, taka toczy się rozmowa.
SCENA I
A tymczasem w wierzy Griffindora, taka toczy się rozmowa.
Parys:
Witaj piękna sąsiadko! Pięknej Julii Matko! Mam do ciebie sprawę, ta piękna istotka, córka twoja słodka zakręciła w mej głowie, bez niej w życiu nic nie zrobię!
Matka Juli:
Słuchaj koleś, za kogo ty się właściwie masz?
Parys:
Och, mon Dieu, ale Gafa! Pozwól że ci się przedstawię. Jestem Parys.
Matka Juli:
Ach, to zmienia postać rzeczy, twojej sławie nikt nie przeczy, jeśli córka moja młoda zechce cię, ja powiem zgoda.
Parys:
Kiedy mógłbym bliżej poznać ją? Czy otwarty dla mnie jest wasz dom?
Matka Juli:
Och, nasz Gryffoński ród, robi bal, że cud. Będzie panien w brud, więc jeśli córka moja, nie zechce cię o panie, będziesz miał na mnóstwo innych panien.
Parys:
Och, mon Dieu, więc nie męczę cię i zmywam się!
SCENA Il
(BAL)
Pokój główny w Griffindorze, każdy ustać już nie może. Parys i Romeo
podziwiają piękne dzieło, jest nim nasza Julia cudna, jak zawsze wielce
schludna.
Pokój główny w Griffindorze, każdy ustać już nie może. Parys i Romeo
podziwiają piękne dzieło, jest nim nasza Julia cudna, jak zawsze wielce
schludna.
Parys:
Och mon Dieu, co takie piękne dziewczę robi na przyjęciu samo?
Julia:
Które dziewczę? ( rozgląda się)
Parys:
Ach ty, piękna cudno oka! Pozwól że ci się oświadczę.
Julia:
(z odrazą na twarzy) Ach łaskawy panie, czy nie wiecie? Przy pierwszym spotkaniu nie oświadcza się kobiecie!
Parys:
(mierząc ją wzrokiem) Kobiecie??? Ach... tak... (traci rezon.. po chwili) Ach, takie piękne dziewczę odrzuca mnie! Lecz jeszcze wrócę, by ponownie oświadczyć się! Parys odchodzi...
Głos spoza sceny (Ginny):
-Ty debilu, to są didaskalia, tekst poboczny! Miałeś tego nie mówić!
(podchodzi Romeo)
Romeo:
Ej foko, wpadłaś mi w oko, rozglądasz się w koło, minę masz wesołą, grzywkę spuszczoną na bok, nogę za nogą stawiasz jak modelka, wyczułaś, że na ciebie zerkam.
Julia podchodzi bliżej
Romeo:
Podchodzisz tak blisko, że czuję twój zapach, działa na mnie jak drin z dodatkiem afrodyzjaka, kici kici kotku, jak ci na imię?
Julia:
Julia
Romeo:
Chodź stań tu przy mnie, chcę zobaczyć co mówią twe oczy, tajemnicze jak piaski pustyni, gdy patrzę na ciebie czuję szczęście, gdy patrzę na ciebie mówię wierszem. Ten rym gra me serce, wśród fok jesteś mercem.
Julia:
O my God, jaki freestyle.
Romeo:
Chodź na miotłę, będzie fajnie!
Julia:
Ale ja jestem dziewicą, i tu mówię szczerze. A jak ci na imię, mój cudny szpanerze?
Romeo:
Pojawiam się i znikam, i znikam, i znikam. O imię me nie pytaj, nie pytaj, nie pytaj.
Julia:
Czy ja wiem...
Romeo:
Będzie dobrze dzieciak, elo! Do góry głowa, będzie dobrze dzieciak, uwierz w to, a tak będzie!
Akt 3
SCENA I
( POKÓJ JULII)
Na najwyższej komnacie w wieży, gdzie Mamka Julii nie wierzy. Do rozmowy
ją zachęca - takiej od serca.
SCENA I
( POKÓJ JULII)
Na najwyższej komnacie w wieży, gdzie Mamka Julii nie wierzy. Do rozmowy
ją zachęca - takiej od serca.
Mamka Marta:
Gdzieś ty była!?
Julia:
Latałam na miotle...
Mamka Marta:
Gryffoni sami nie latają, zawsze się w grupie trzymają!
Julia:
Nic się nie zmieniło,lecz latanie dziś dziwne było choć ten są krajobraz za oknem. Ten sam wiatr wieje, Te same drzewa mokną.
Mamka Marta:
Mówisz wierszem! Z kim żeś była?
Julia:
(zaczyna mówić) Pojawia się i znika.......
Mamka Marta:
Och, tyś była z Romeem! ( na boku do siebie:) Fajny ziomek, (do Julii:)
Jak mogłaś!? On jest ze zwaśnionego węży rodu! Nie ma wstępu do naszego Gryffiego grodu!
Julia:
Ale ja go kocham nad życie! Kolor na szacie to tylko okrycie, najważniejsze sobą bycie. Och Marto, pomóż Julii biednej, połączyć się z nim małżeńskim węzłem!
Mamka Marta:
(na boku) No Okej, pomogę jej, może i mi się trafi jakiś snejk.
(do Julii) Miłość wszelkie kruszy mury, pomogę, lecz ostrzegam z góry, węże z gryfami walczą z grubej rury.
Julia:
Cenię pomoc twoją Marto, z tobą się przyjaźnić warto! Och, idę na balkon., Romeo mnie woła, jaka ja dzisiaj jestem wesoła!
SCENA ll
(SCENA BALKONOWA)
Gdy Julia wybiegła na balkon, usłyszała jak Romeo zaklął gdyż prawie
spadł by z miotły swej a draka była by wtedy, że hej. Szybko jednak do
niej podleciał i z rozmowa już nie czekał.
(SCENA BALKONOWA)
Gdy Julia wybiegła na balkon, usłyszała jak Romeo zaklął gdyż prawie
spadł by z miotły swej a draka była by wtedy, że hej. Szybko jednak do
niej podleciał i z rozmowa już nie czekał.
Romeo:
Siema młoda, tak se myślałem, chodź się chajtniemy, będą jaja jak się belfry dowiedzą!
Julia:
Ależ mości rycerzu, toć pierwsze to nasze spotkanie. Powinno być chwilą wzniosłą, tętniąca emocją! Może jakąś balladę zaśpiewaj! Poemat? Sonecik? Fraszkę jakąś? Cokolwiek!
Romeo:
Jakoś nie mam weny.
Julia:
Ależ Romeo!
Romeo:
No dobra. Wierszyk. Może być?
Stoję nad kałużą, a ta kałuża jest taka duża, bo przed chwilą była burza, a gdy jest burza to niebo się zachmurza i pada deszcz i stąd ta kałuża.
Julia:
E.....e.......e........ Pięknie, jakiś ty liryczny, romantyczny, sympatyczny. E... wzruszyłam się!
(Julia nachyla się nad barierka, składając romantyczny pocałunek na ustach Romea)
Głos z poza sceny
Ron: Harry trzymaj mnie bo zabiję tą fretkę!
Ginny: Ron zamknij się, to wszystko słychać.
Hermiona/Julia: Ciszej ja tu wysapuję!
Tu nastąpił wybuch śmiechu na całej sali.
Romeo:
Nie łam się lala, przełam się! Musze pogadać z tą stara bździągwą co cię niańczy, kopsnij się po nią. (dodał z kpiącym uśmiechem, który widziała tylko Hermiona)
Julia wychodzi, wchodzi Marta
Marta:
Czegóż chcesz od nas o panie, nieszczęście ściągasz jak na zawołanie. Lecz z tego co słyszałam, miłość cię przygnała (na boku) więc może zmieni swoje przekonania co do tego, która z panien chce, i wybierze mnie!
Pada w ramiona Romea ze słowami: och, mdleję!
Romeo łapie Martę chwiejąc się na miotle.
Marta:
Och, dotyka mnie, przechodzą mnie dreszcze, ach rób tak jeszcze ,jeszcze!
Romeo:
O! Zemdlała, nie mam siły jej trzymać.
Odstawia Martę na balkon.
Marta próbuje się podnieść, otrząsa się powoli i zaczyna od nowa:
Marta:
Och, jakiś ty silny Panie, będę pamiętać twe twarde,męskie.......... ramię.
Romeo:
Słuchaj kotuś, Chcę się chajtnąć z Julką. Kopsnij się jutro do Laurentego, obliczymy koszty ślubu mego.
Marta:
Wielka twa miłość dla tej panny, czy ty tam będziesz? Czy się spotkamy?
Romeo:
Ja będę pił ognistą i latał na miotle.
Marta:
(rozbita) ach szkoda, znaczy się … dobrze. Z radością przyjdę ustalić ślub, (na boku) albo wasz pogrzeb.
(Romeo odlatuje, Marta do siebie)
Kocham Romea, on woli Julię kochać, a więc nie będę czekać ni szlochać, i nim tych dwoje ksiądz połączy, ich żywot dzięki mnie się skończy.
Akt 4
SCENA I
A tymczasem w ciemnym lesie, w zakazanym, ciemnym lesie gryfon z wężem
dyskutują i do walki się szykują.
SCENA I
A tymczasem w ciemnym lesie, w zakazanym, ciemnym lesie gryfon z wężem
dyskutują i do walki się szykują.
Merkucjo:
O gryfon, gryfon! W piórach chodzi i w zakonie swym zawodzi!!
Tybalt:
A ty co? W gacie narobiłeś gdy mnie zobaczyłeś, swą czarną pelerynę na plecy zarzuciłeś. Myślisz, że jak blaszana maskę na twarz włożysz to orszak lasek do swego łoża położysz? Nawet jeśli i tak się stanie to nic ci w spodniach przy tym nie stanie.
Merkucjo:
Co?! Jak śmiesz?! Zaraz! Ja miałem mieć więcej kwestii! Że niby Potter gada więcej niż ja?!
Głos zza sceny, Ginny:
- Zabini przysięgam, po tym wszystkim cię zabiję!
Ty sklerozę masz kretynie. Boże przez to wszystko ja sama zaczynam rymować!
Ponownie salwa śmiechu ogarnęła publiczność.
Tybalt:
Chodzę w czerwieni, mam krawat w żółte paski, lecą na to wszystkie laski. Latam mym srebrnym nimbusem, o świetności swej mówić nie muszę. Każdy w mieście zna Tybalta który w rymach jest wymiotły, który zmienia laski, jak dobre miotły. Więc nie zadzieraj z gryfów rodem, bo do Puszka
pójdziesz przodem. Dla nas jesteś nikim, cienkim zawodnikiem, zapatrzonym w siebie malutkim Śmierciożerczykiem. Jesteś dnem rozpaczy, gryf ci tego nie wybaczy.
Merkucjo:
Wrzuć na luz, koleś.
Tybalt:
Co on gada, czy on mnie obraża? Coś takiego się wśród gryfów nie zdarza.
Tybalt rzuca się na Merkucja, i robi mu dziurę w swetrze.
Przychodzi Romeo, Merkucjo się podnosi i mówi:
Merkucjo:
Oto ja i moi ludzie, tak samo jak ty i twoi ludzie, mamy plany i marzenia duże, do celu idąc pokonamy gryfów. (zagląda do kieszeni) Cham! Zgniótł mi moją różdżkę.
Romeo:
Teraz za to zginiesz.
Zabija Tybalta, który się drze ...
Blaise: Szkoda Draco, że w realu tak nam nie przejdzie.
Ginny: Zjazd ze sceny, następny akt!!
Akt 5
Scena I
Do opuszczonej, starej klasy, gdzieś na ostatnim piętrze starego zamczyska
odbywa się rozmowa uroczysta.
Scena I
Do opuszczonej, starej klasy, gdzieś na ostatnim piętrze starego zamczyska
odbywa się rozmowa uroczysta.
Laurenty:
Siema Marta ślub jutro o 15.00 przekaż Julii żeby się odstawiła i tutaj zjawiła.
Marta:
Ach przyjdę (na boku) Z nożem, hehe…
Odchodzi
Scena II
Nadszedł moment tak oczekiwany, ślub Romea i Julii powiedzmy tak zwany.
Nadszedł moment tak oczekiwany, ślub Romea i Julii powiedzmy tak zwany.
Laurenty:
Zebraliśmy się tu żeby połączyć tych dwoje świętym węzłem małżeńskim. Sorry dzieciaki, że nie ma tu miejsca na freestyle, ale ta scena wymaga ode mnie powagi. Mam nadzieje, że to Julia zostanie Ślizgonem, a nie Romeo sprofanuje święte łuski gryfów ogonem …
Julia:
Tak właśnie się stanie
Hermiona cichym szeptem do Draco: Już to widzę jak by mugolka została Ślizgonem. (kpiący uśmiech Malfoy'a)
Marta wchodzi z nożem i zabija Romea i Julię wszyscy się drą. Romeo ma to gdzieś.
Marta:
(rzucając Laurentemu sakiewkę) Miłość rządzi się swoimi prawami. Romeo mnie nie chciał, więc krew teraz kościół plami. Ty braciszku siedź tu cicho, by i Ciebie nie wzięło licho, Masz tu kasy całkiem sporo i siedź cicho głupia zmoro .
Laurenty:
(licząc kasę z zadowoleniem): Dobra, teraz ni słówka nie pisnę mam tyle kasy, że wszędzie się wcisnę.
Marta:
Jadę z Parysem do Bułgarii. Nara.
Scena III:
Ciche szlochy, w ciemnej sali, słychać już w oddali.
Ciche szlochy, w ciemnej sali, słychać już w oddali.
Matka Julii:
(płacze, wchodzi Laurenty ) ooooooooooooo
Laurenty:
Wiem, wiem to okropne .
Matka Julii:
No ale taka tragedia, taka masakra w biały dzień.
Laurenty:
No straszne! Zginęli tak młodo.
Matka Julii:
Jasna dupa, co mnie to obchodzi ?!? Prorok codzienny wpadł mi do kominka!
Laurenty:
(konsternacja ): a aa aaa a… to się nie martw. Teraz mam tyle kasy, że ci kupię sto proroków. O! (czyta sms'a). Ty, słuchaj, Merkucjo pisze, że odkrył swoje prawdziwe powołanie i uciekł z mleczarzem do Holandii.
Głos zza sceny:
Draco: Rodzice pewnie dumni, co diable?
Blaise: Ty nie bądź taki mądry bo ciekawe co twoi powiedzą na szlamę?!
Hermiona: Cicho bądźcie! To scena kulminacyjna! Siadajcie i oglądajcie!
Odgłos łomotu. Triumfalny śmiech Ginny.
Matka Julii:
Ta, on zawsze był jakiś inny. Ale prorok!!!!!!!!!
Laurenty:
No dobra, wyluzuj przeczytasz później. Ale najpierw musisz się rozwieść, to weźmiemy ślub.
Matka Julii:
Czy nie dociera do ciebie? Mój mąż dawno zginął w sławnej bitwie w dolinie Godryka, gdzie w krwi kałuży czerwone maki. Poginęły tam wszystkie bliskie mi chłopaki. Jeden tylko dotarł do Hogwartu, ale on już dawno ożeniony z córką Heńka z Hogsmede. Poza tym jesteś księdzem!!!
Laurenty:
Zrzucę habit, zostanę krawcem.
Matka Julii:
Chyba pan żartować łaskaw, toć nie mogę wyjść za krawca!
Laurenty :
To zostanę gajowym, zawsze kochałem kwiaty.
!!!!!!W tym momencie kurtyna opada w dół!!!!!!
Gdzieś wśród rozległych braw i krzyków widowni:
- Widzisz Severusie, wydaję mi się, iż twój plan się nie powiódł. Jak zwykle miałam rację.
- Cholera jasna! Nie dość, że przegrałem zakład - moje 100 galeonów, to jeszcze Lucjusz mnie zabije za dopuszczenie jego syna do ślubu ze szlamą.... nawet jeśli był udawany! A ta mała Wesley ma szlaban, tym razem na rok za przypisanie mi zasługi co do tego idiotyzmu!!
(Wtedy McGonnagall wybucha śmiechem)
- Oh Severusie, przecież to był prezent na nowy rok. Nie możesz ich karać za wykonanie danej im kary. Poza tym to ty ustaliłeś kto kogo ma grac. Ah pieniądze zostaw na moim biurku, ja idę pogratulować uczniom.
Nie wiem jak się do tego odnieść.
Pisałam to mając 16? lat może mniej, wraz z moją przyjaciółką pod wpływem pewnej parodii Romea i Julii. Nie wiem czy komuś się spodoba, ale ja mam do tego straszny sentyment. Z tego powodu otwieram tym szaleństwem moje opowiadania.
Na miniaturkę poważną zapraszam już niebawem.
Pozdrawiam Rosalii